3 cze 2016

Od. Tyksony c.d Shadow

Wadera wpatrywała się sparaliżowana w księgę. W głowie jakiś głos jej podpowiadał: "To twoje znalezisko! On nie ma prawda dotykać! TO TWÓJ SKARB I TYLKO TWÓJ!" Coś ją opętało. Poczuła się naprawdę nieswojo. Z niewiadomego powodu rosła w niej nieopanowana furia. Jej oczy...stały się srebrne. Zaczęły płonąć. Tyksona nie zdołała się opanować. Skoczyła na basiora i zaczęła go szarpać. Wyrwała książkę i pobiegła. 
- TYKS! OPANUJ SIĘ! - zawołał za nią Shadow.
Tyks jednak odpowiedziała mu złowrogim śmiechem. Biegła dalej. Wybiegła wkrótce z budynku i stanęła na dworze. W pysku trzymała książkę. Otworzyła ją i zobaczyła swój "skarb". Mieniący się  zwój z magicznymi runami. Nie była sobą. Miała również wrażenie, że z koloru jasnoniebieskiego runy przemieniły się na czerwone. Były na nich chyba jakieś zaklęcie. Spojrzała w górę i powiedziałam głośno, a raczej wykrzyknęła:
- Fus ro dah! - na niebie zagrzmiało. Chmury momentalnie zmieniły położenie. Niebo zmieniło kolor z niebieskiego na szkarłatny. Po chwili coś uderzyło o ziemie. Tyksona zamknęła oczy. Przed nią stanęła wysoka wadera, z rogami na głowie. Jej sierść była czarna, a ona, tak jak Tyks, miała płonące, demoniczne oczy. Z niewiadomego powodu czarna wadera, zamiast uciekać, skłoniła się. Czyżby przywołała boga? A może był to demon? Na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Potężna wadera pogłaskała Tytanię po głowie i wyszeptała smutno:
- Daj mi swojej krwi. - nie był to rozkaz, to brzmiało bardziej jak prośba, tym bardziej, że wadera wyglądała wbrew pozorom naprawdę słabo. 
Miała ona podkrążone oczy, z pyska ciekła jej zielona ślina, głos miała jak staruszka. Mimo wszystko była na pewno godną przeciwniczką. Tyks postanowiła spełnić jej prośbę. Położyła głowę na ziemi i jednym, szybkim ruchem rozerwała swoją skórę. Na ziemię popłynęła strużka jej krwi. Teraz jej szyja była bardzo pokaleczona. Tytania podeszła do wadery i odsłoniła przed nią kawałek skóry. Nie czekając na nic "bogini" wbiła swoje ostre jak brzytwa kły do szyi bezbronnej Tyksony. Wadera przez moment znieruchomiała. Poczuła okropny jak cholera ból. Zamierzała wrzasnąć. Miała ochotę to przerwać. Zielona ślina kapnęła jej na łapę, a przy tym strasznie ją...poparzyła. Nie odważyła się jednak przerwać tego okropnego rytuału. Zbyt wielki lęk przez  istotą w  wilczej skórze. Później paraliż wszystkich kończyn. Serce tłukło jej w piersi jak szalone. Z oczu wypłynęły jej krwawe łzy, podobnie jak i z nosa, uszu, oraz z miejsca, w którym została zraniona. Po bardzo długiej, okropnej chwili obca wreszcie przestała ją torturować. Tyks padła bez życia na ziemię.
Gdy otworzyła oczy znalazła się w nieznanym sobie miejscu. Miała humanoidalną formę, czyli była obecnie wilkiem o ludzkiej budowie. Mogła chodzić na dwóch łapach, posiadała piersi jak kobieta, oraz <na szczęście> ubranie. Miała również długie, białe włosy jak w swojej ludzkiej "wersji". Oczy znowu były czerwone, na jej szczęście. Nie czuła się jak opętana. Była sobą. Obok niej stanął jakiś basior,również w humanoidalnej formie. Pysk miał jak szakal. W sumie był szakalem. Tytania bardzo interesowała się religią i mitami, wiec wiedziała, kto przed nią stoi. Anubis, bóg śmierci. Podał jej "łapę" i powiedział ciche: "Już czas". Tyks nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła być martwa! Wszystko jednak na to wskazywało. Po chwili obraz jej się zamazał. Zamkneła oczy i po chwili znalazła się znowu w wilczym ciele. Była na Niflin! Oddychała! Żyła! Spojrzała na zwój i otworzyła go. Runy były w swoim pierwotnym stanie. Czyżby to był sen? Po chwili jednak poczuła ból w łapie. Widniał na niej ślad po oparzeniu. Później spojrzała na szyję. Blizny po ugryzieniu. To jednak nie był sen. Kim  była ta istota, która ubłagała ją o swoją krew? Wstydziła się wrócić do wieży. Nie po tym, co zrobiła. Było jej wstyd. Tak bardzo i tak mocno wstyd...  Pobiegła więc przed siebie. Byle jak najdalej.
<Shadow, przepraszam za sporo opóźnienie.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz