27 lut 2016

Od Shadowa CD Tyksona

 Spojrzałem na waderę która powoli osunęła się na ziemię... Byłem spokojny. Nie wydawało mi się, żeby było to coś strasznie poważnego. Złapałem wilczycę za kark i wciągnąłem do jaskini. Mimo, iż wiedziałem, że waderze przydarzyło się to nie pierwszy raz, byłem niespokojny. Mogę powiedzieć, że nawet się zaniepokoiłem gdy po dłuższym czasie wciąż nie otwierała oczu. Trąciłem ją nosem. Była trochę chłodna, ale wyglądało na to, że wszystko było w porządku... Usłyszałem głuchy wark za sobą. Odwróciłem się i zesztywniałem. Podniosłem się i postawiłem ogon. Ogarnął mnie czarny dym, a moje oczy zalśniły. Mimo wielu walk które były już dawno za mną, wiedziałem, że ta będzie jedną z trudniejszych. Warknąłem i skoczyłem na przeciwnika. Szary wilk, prawdopodobnie wygnany z klanu Uyru, był w złej kondycji, co jednak nie znaczyło, że był łatwym przeciwnikiem. Był dwa razy większy ode mnie, chociaż wydawało mi się, że jestem dosyć duży. Wgryzłem się w jego kark. Na jego barku zalśnił bladozielony znak. Wyglądał trochę jak przerwane koło. Teraz ogarnęła mnie jeszcze większa wściekłość. Gryzłem i drapałem basiora. Mordercę o niskiej randze, ale wciąż niebezpiecznego. Udało mi się go oślepić brutalnie raniąc jego oczy. Mordercy Uyru są specjalnie szkoleni by walczyć aż do śmierci. Nie ważne co się by działo z ich ciałem. Z mojego barku sączyła się krew, a prawa tylna łapa była zmasakrowana. W końcu trafiłem w brzuch wojownika. Udało mi się mocno go zranić. Gdyby nie rany przeciwnika, walczylibyśmy dalej, ale ten osunął się na ziemię. Stanąłem przed martwym ciałem. Odsunąłem się pare kroków i usiadłem ciężko dysząc. Nim zdążyłem się zorientować, wilk wstał i wlazł do jaskini z której wyciągnął czarną wilczycę. Ogarnęła mnie wściekłość większa niż kiedykolwiek. Zebrałem wszystkie siły i skoczyłem ponownie na basiora. Puścił waderę. Zauważyłem, że miała na grzbiecie ranę. Nie była głęboka, ale i tak na sam jej widok zrobiłem się jeszcze bardziej zły, o ile to w ogóle możliwe. Z całą agresją natarłem na cel. Rozdzierałem mu skórę i wyrywałem kawałki mięsa. Nie minęło dużo czasu kiedy obaj osunęliśmy się na ziemię. Byłem teraz pewny, że ta szara kupa futra się nie podniesie. Opuściłem głowę. Uspokoiłem się i wtedy poczułem jaki jestem zmęczony i obolały... Wstałem jednak i zaniosłem Tyks do środka. Wyczyściłem starannie ranę i spojrzałem ze smutkiem na towarzyszkę. Miałem nadzieję, że nic jej nie będzie. Poczułem wtedy coś czego nie czułem już dawno... Uczucie które nie powinno mieć miejsca... Czułem, że cokolwiek by się stało, mógłbym poświęcić swoje życie dla tej dziewczyny... -"Nie! To musi mieć związek z byciem alfą!"- Pomyślałem pełen zmiennych uczuć -"Nie wybaczyłbym sobie gdyby to było to co myślę!". Wstałem i nawet nie zważając na ból przybliżyłem się do Tyksony... Jeszcze raz trąciłem ją nosem. Wydawało mi się, że lekko drgnęła, ale nie otwierała oczu. Przybliżyłem się do wyjścia i położyłem przed nim. Rozmyślałem o tym, dlaczego znowu to czuję?...

(Kurczę! Będę miał problemy przez to op xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz