- Jest cudownie.. - westchnęłam oczarowana pięknym widokiem zachodzącego słońca.
Delikatnie przybliżyłam się do basiora i oparłam łeb o jego kark. Siedziałam tak kilka minut, zaciekle walcząc z opadającymi powiekami, aż w końcu niechętnie ustąpiłam. Mimowolnie oddałam się w objęcia morfeusza, wtulona w basiora który coraz bardziej mnie czarował.
***
Obudziłam się, męczona przez okropną suszę w gardle. Byłam gotowa założyć się, że poziom nawodnienia mojego organizmu śmiało mógłby rywalizować z Saharą. Szybko podniosłam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że moje ciało nie znajduje się na parapecie, lecz w wygodnym, dwuosobowym łożu okrytym bawełnianą pościelą.
"Pewnie to Artem mnie przeniósł zaraz po tym, jak zasnęłam" - pomyślałam, czując przyjemne mrowienie w okolicach żołądka.
Niestety, suchość w pysku uporczywie dawała się we znaki, przez co koniecznie musiałam znaleźć drogę do wodopoju lub składziku z jedzeniem i piciem.
Powolnie podniosłam się z wygodnego posłania i podeszłam do drzwi. Drewniana konstrukcja uchyliła się w akompaniamencie głuchego skrzypnięcia, ukazując moim oczom bogato zdobiony korytarz. Po skosie od mojego tymczasowego pokoju, tuż przed rogiem znajdywało się wejście do sypialni Artema.
"Może go poproszę o pomoc?" - przeleciało mi przez głowę, jednak szybko odrzuciłam ten pomysł. Głównie przeważył argument mówiący o tym, że dostałam już wystarczająco dużo od basiora - teraz pora stać się samowystarczalną, niezależną waderą.
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam w prawo korytarzem, w poszukiwaniu czegoś, co zaspokoi moje pragnienie.
***
Mijałam już kolejną zbroję, których miliony ustawione było wzdłuż korytarzy na piętrach ogromnej budowli. W świetle wątłych ogników świec każda z nich wyglądała mrocznie i tajemniczo, jakby ich zmarli właściciele protestowali przeciwko trzymania ich w tym miejscu.
- "Imię nieznane" - przeczytałam wykutą z żelaza plakietkę wiszącą nad jednym, przyciągającym oczy zestawie.
Chełm, umieszczony na samej górze ledwie widocznego, drewnianego stojaka, wykuty był z twardego, czarnego kamienia szlachetnego, z wyglądu przypominającego onyks. W metalu opadającym na pysk wyryte były dwie, równoległe do siebie dziury, przywodzące na myśl czasu starożytnych spartan, a na samym czubku głowy widniały dwa zawinięte, czarne rogi. Poniżej wisiał równie czarny jak noc napierśnik, pokryty płytkimi korytarzami, tworzącymi wklęsły symbol, na którego środku znajdował się odstający od reszty szmaragd. Jego zieleń błyszczała w ciemności, tworząc wokół całości niesamowitą, delikatną poświatę. Za znajdujący się niżej, opinający brzuch pasek wisiała okrągła, stalowa tarcza z wygrawerowanym herbem. Na dole przytwierdzone były elastyczne, acz dobrze sprawdzające się w trakcie bitwy buty.
Oglądanie uzbrojenia tak przyciągnęło moją uwagę, że odgłos wilczych pazurów ocierających się o posadzkę przyprawił mnie o zawał serca. Gwałtownie odwróciłam się, spoglądając w nieprzeniknioną ciemność krętego korytarza.
- Kto tam jest?! - zapytałam bojowo, spychając strach na drugi plan.
< Szczerze mówiąc nie wiem kto to może być, ale zawsze jest pomysł XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz