4 cze 2016

Od Qamar Do Artema


Szybko otrząsnęłam się z szoku i rozejrzałam dookoła, by z przerażeniem stwierdzić, że zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od mojego pyska stoi wielki, biały basior. Gwałtownie odsunęłam się, prawie wpadając łapami w rozmiękłe torfowisko.
- Czy wszystko w porządku? - doszedł mnie przyjemny, głęboki głos.
Ów dźwięk w pewien sposób uspokoił mnie, skłaniając do niepewnego uniesienia oczu, by dokładniej przyjrzeć się wilkowi.
Jego białe futro pozlepiane było od nieokreślonej zielono-brązowej cieczy, a uszy i ogon zwisały smętnie wyrażając skruchę. Łap prawie nie było widać spod grubej warstwy błota i poprzyczepianych do niego liści. Cały widok był dość niesamowity, jednak najbardziej moją uwagę zwróciły niesamowite, żółte oczy, jakich nie widziałam jeszcze u żadnego wilka.
Odetchnęłam głęboko, by uspokoić skołatane nerwy i strzepnęłam grudki błota z brązowego futra.
- Tak, wszystko dobrze - powiedziałam cicho. - Zdenerwowałam się, wybacz.
- Pytałem się jak masz na imię - powiedział nie przywiązując wagi do moich tłumaczeń.
- Jestem Qamar - odpowiedziałam po chwili wahania. - Nie trudź się z zapamiętywaniem, mów mi po prostu Q.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz